21-07-2005 r.
Inwestowanie z doradcą w dzieła sztuki.
Prowadzi pan w Poznaniu Galerię Sztuki XX i XXI Wieku. Jako doradca artystyczny zajmuje się pan tworzeniem kolekcji sztuki na prywatne zamówienie. Na czym polega współpraca z kolekcjonerami?
ROBERT FIZEK: Galerię prowadzę wspólnie z żoną Małgorzatą Flik-Fizek, również historykiem sztuki. Sztukę zbierają przedsiębiorcy, architekci, prawnicy, pracownicy biur maklerskich. Ktoś, kto jest specjalistą w swojej dziedzinie, nie musi się znać np. na fotografii artystycznej lub na prawidłowościach rynku. Na bieżąco informujemy naszych stałych klientów, co się dzieje w sztuce, a oni sami podejmują decyzję o zakupie. Monitorujemy międzynarodowy rynek, żeby znać aktualne trendy i w poszukiwaniu dzieł klasyków polskiej sztuki współczesnej.
Doradca artystyczny czuwa, żeby kupowane dzieło było autentyczne, żeby nie miało wad prawnych, przede wszystkim, żeby miało wybitną wartość artystyczną i było dobrą lokatą. Wreszcie, żeby cała kolekcja była naukowo zinwentaryzowana.
Dla osób zainteresowanych samym inwestowaniem wprowadziliśmy ofertę „art banking” – prowadzimy ją również dla klientów kilku banków.
Najnowsza, najmłodsza sztuka może być dobrą lokatą?
W maju tego roku na Międzynarodowych Targach Sztuki w Bazylei kilka obcych galerii niezależnie od siebie sprzedawało obrazy polskiego artysty Wilhelma Sasnala. Miały one ceny 15 – 25 tys. euro. Na drugiej w życiu wystawie indywidualnej Sasnala w 1999 roku w krakowskiej galerii Zderzak jego obrazy można było kupi już od 800 zł. Niektórzy kolekcjonerzy teraz sami do siebie mają pretensję o to, że nie słuchali rad, nie kupowali obrazów tego malarza, kiedy były tanie.
Po czym poznać, że młody artysta zdobędzie międzynarodowe powodzenie, a jego dzieła gwałtownie zdrożeją?
Nikt nie da gwarancji, że nawet utalentowany absolwent ASP odniesie sukces. Na tym między innymi polega przyjemność kolekcjonowania najnowszej sztuki, że nabywca może być odkrywcą przyszłego wybitnego artysty. W 1985 roku Ryszard Stanisławski kupił do zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi pracę dyplomową nikomu wówczas nieznanego Mirosława Bałki, który odnosi teraz międzynarodowe sukcesy, jest wystawiany i sprzedawany przez kilka renomowanych galerii światowych.
Prywatni kolekcjonerzy dzieł klasyków międzywojennej i powojennej awangardy teraz zaczynają zbierać obrazy najmłodszych uzdolnionych absolwentów akademii. Jest w tym pewna nutka hazardu. Dla takich klientów przeglądamy dyplomowe wystawy studentów z Poznania, Warszawy, Krakowa, Wrocławia i Torunia.
Z myślą o prywatnych kolekcjonerach zorganizowaliśmy sprzedażną wystawę prac dyplomowych młodych artystów kończących w tym roku poznańską ASP. Oferowaliśmy np. pracę dyplomową Anny Łoskiewicz, jej instalacja kosztowała 6 tys. zł. Oferowaliśmy w naszej galerii fotografie artystów tuż po studiach, np. Anny Imieli, Dominiki Mróz, Radka Polaka. Wszystkie były do kupienia w cenach 800 – 1200 zł.
Macie państwo w galerii również fotografie Elżbiety Jabłońskiej, która debiutowała parę lat temu, ale już odniosła sukces.
Mamy jej zdjęcia z cyklu „Supermatka”, 70 na 100 cm, po 6,5 tys. zł. Kiedy zorganizowaliśmy w galerii wystawę fotografii Eli Jabłońskiej, to przyjechały one bezpośrednio z wystaw w Paryżu i Moskwie. Wszystkie zostały sprzedane. Na razie mniej znane są rysunki artystki. Mamy w ofercie rysunki z cyklu „Kiedy Antek śpi” w cenie 1 tys. zł. Jeden z klientów za 5 tys. zł kupił wykonany przez Jabłońską neon. Neonowy napis w stylistyce pisma jej syna brzmiał: „Czy twój umysł jest pełen dobroci?”.
Galeria oferuje także dzieła klasyków powojennej sztuki. Od kilku lat coraz trudniej je zdobyć.
Obrazy Tadeusza Kantora z okresu 1940 – 1970 kosztują 120 – 160 tys. zł, zaś jego rysunki 5 – 8 tys. zł. „Monotypie” Marii Jaremy kupowane są po 30 – 160 tys. Mamy też kompozycje Aleksandra Kobzdeja ze słynnego cyklu „Szczeliny” (15 – 60 tys.).
Na krajowym rynku najpierw wyczerpały się zasoby dziewiętnastowiecznego malarstwa artystów związanych z Akademią w Monachium. Później wykupiono przedwojenny dorobek malarzy należących do Ecole de Paris. Teraz kończą się zasoby klasyki polskiej sztuki nowoczesnej. Krajowy rynek rozwija się według takich samych prawidłowości jak międzynarodowy rynek sztuki, na którym w handlu aukcyjnym i galeryjnym sztuka najnowsza ma bardzo ważną pozycję. W ostatnich kilku latach stała się najlepiej rozwijającym się segmentem światowego rynku sztuki.
W czasach PRL dzisiejsi klasycy nowoczesności zarabiali głównie dzięki zagranicznym sprzedażom. Teraz tamte obrazy wracają do kraju. Import to poważne źródło zaopatrzenia krajowego rynku sztuki. Niedawno w Amsterdamie na aukcji Sotheby’s wystawiono obraz Piotra Potworowskiego z wyceną szacunkową 3 – 5 tys. euro. Został kupiony za 40 tys. euro, przyjechał do Warszawy i jest do nabycia w jednej z galerii. Aż 17 klientów licytowało ten obraz przez telefon. Wiele wskazuje na to, że byli to wyłącznie Polacy, kolekcjonerzy, przede wszystkim zaś antykwariusze poszukujący obrazów dla swoich stałych klientów.
Kilka miesięcy temu na aukcji w Mediolanie metalowy „Relief” Henryka Stażewskiego (60 na 100 cm) sprzedano za 32 tys. euro. W Nowym Jorku na aukcji w Sotheby’s za 45 tys. dolarów kupiono obraz Wojciecha Fangora. W ciągu ostatnich dwóch lat na aukcjach w Uppsali wykupywano wszystkie oferowane tam dzieła polskiej sztuki nowoczesnej. Kolekcjonerzy i antykwariusze zdają sobie sprawę z tego, że one jeszcze podrożeją. Ich ceny, co naturalne, będą się zbliżać do cen współczesnej sztuki europejskiej. Będą też drożały wraz ze wzrostem zamożności naszego społeczeństwa.
Rozmawiał Janusz Miliszkiewicz, Rzeczpospolita